Tak wiem, że już mamy kwiecień, a nawet jego koniec. Trochę tyłów nie dość, że na działce to i na blogu. Niektórym tęskno do nowości, ale skleroza w zabieraniu aparatu postępuje.
U nas dalej czynności porządkowe trwają i końca nie widać, bo zielsko samo rośnie nawet bez podlewania i co sobotę wychodzi w tych samych plewionych miejscach.
Grządki podzielone, na jednej nawet wysiane nowalijki na chwilę obecną już wykiełkowane. Dodatkowo tu jeszcze na zdjęciach nie widać, ale poczyniliśmy zakupy agrowłókniny i folii ogrodowej czarnej, żeby poprzykrywać to co uda nam się wypielić, żeby potem nie trzeba było się kolejny raz nad tym samym pochylać, bo z tym schylaniem to teraz kiepsko.
Przygotowaliśmy grządkę na truskawki - mimo że mam na nie uczulenie to chcę żeby chłopcy zajadali działkowe owoce. Będą mnie kusić strasznie i wcale nie powiedziane, że nie poświęcę kilku dni wysypki na skosztowanie własnych czerwonych specjałów.
Zrezygnujemy w tym roku z marchewki i pietruszki korzeniowej bo ewidentnie nie lubi naszej obecnej gleby i susz panujących, bo nie zawiązują korzenia. Za to więcej posiejemy smakołyków, które się udają jak kukurydza, fasolka czy dyniowate.
Mamy sporo planów porządkowych - są jeszcze trzy dzikie drzewka do ścięcia i wykopania, dodatkowo nie ma u nas ani krzty cienia w ciągu dnia wiec trzeba pomyśleć o jakiejś małej architekturze ogrodowej żebym miała się gdzie schować na tej sawannie. Zanim nasze drzewa podrosną i zaczną dawać trochę wytchnienia minie sporo czasu.
Już niebawem kolejne wieści bo trzeba zabrać się za robotę, aby wszystko wysiać zgodnie z terminami.
Troszkę się nam dach zapada w altance, chyba coś tam porządnie pękło, a poza tym w marcowych wichurach wstrętny wiatr zerwał nam pape z tyłu altanki, więc czeka dodatkowa praca i wydatek. Jakby znaleźć chętnych do współpracy wszelakiej może i udałoby się to naprawić...